Pytanie "z kim jechać na wyprawę rowerową " to jeden z najpoważniejszych problemów, przed którym staje turysta. Decyzja nie jest prosta - czy jechać samemu czy w grupie - każdy układ ma swoje zalety i wady.
To najtrudniejszy i najmniej popularny wariant. Z jednej strony sami decydujemy o wszystkim: tempie jazdy, częstości postojów oraz długości odpoczynków. Z drugiej jednak strony taki wyjazd jest mniej bezpieczny - w razie wypadku nie ma kto nam natychmiast pomóc. Wymaga on też dużej odporności psychicznej - wbrew pozorom wytrzymać sam ze sobą kilkanaście dni to nie takie proste. Taki układ bardziej będzie pasować introwertykom oraz osobom, które lubią własne towarzystwo.
Jazda w pojedynkę ma jednak dużą zaletę - stojącą nieco w sprzeczności z założeniami - jest doskonałą okazją do generowania nowych znajomości. Gdy podróżujemy sami i spotykamy kogoś w drodze, jesteśmy bardziej spragnieni towarzystwa - chcemy porozmawiać i posłuchać. To naturalnie sprzyja nawiązywaniu znajomości. W pozostałych układach - gdzie obok siebie mamy drugą osobę z którą codziennie możemy zamienić choćby kilka zdań - potrzeba spotkania się z inną osobą jest mniejsza.
Wspólne przeżywanie przygód (szczególnie z życiowym partnerem), kiedy mamy z kim się podzielić wrażeniami jest przyjemniejsze i dostarcza pełniejszych doznań. Mamy do kogo się odezwać, z kim porozmawiać oraz koo się poradzić w razie kłopotów. Z drugiej jednak strony musimy się liczyć z kondycją i humorami partnera. Dużo tutaj zależy od wzajemnego zgrania się. Jeśli jednak dwójka podróżników będzie się dobrze rozumiała - taki układ jest bardzo mobilny i sprawny. Każdy bez słowa rozumie co ma w danej chwili zrobić, a oboje partnerzy uzupełniają się w każdej chwili - np podczas porannego zbierania obozu jedna osoba myje naczynia a druga w tym czasie zbiera obóz. Bez tracenia czasu na wydawanie poleceń i mówienia co każdy ma zrobić.
To najbezpieczniejszy układ - w razie wypadku jedna osoba może zostać przy poszkodowanemu, a druga idzie po pomoc. Z drugiej strony taki układ jest podatny na podziały - 2 osoby przeciw jednej. Szczególnie jeśli dwie osoby są bliżej ze sobą (np są parą). Przy trzech osobach - jeśli są dobrze zgrane - jesteśmy jeszcze w stanie zachować mobilność grupy.
Mimo wszystko, według mnie, dla większości przypadków jest to najlepszy układ na wyprawę rowerową.
Im więcej osób tym mniej mobilna jest grupa - poranne wstawanie przeciąga się w nieskończoność - kiedy jedni dopiero zwlekają się z posłania to inni już są po śniadaniu - może to powodować konflikty i dzielenie się grupy na podgrupy. Każde zatrzymanie się na postój zazwyczaj jest dłuższe niż w przypadku mniej licznej grupy. Oczywiście zależy od od zgrania zespołu, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy - np. samo zatrzymanie się peletonu złożonego z 6 osób będzie trwało zdecydowanie więcej czasu niż mniejszego.
Zasada dobrania zespołu - przed wyjazdem musimy dokładnie ustalić jaki cel ma nasza wyprawa - wyczynowy, czy krajoznawczy - czy narzucimy sobie wojskowy rygor porannego wstawania, czy też wolimy pospać do południa - takie wydało by się mało istotne sprawy mają decydujące znaczenie dla powodzenia całego wyjazdu.
Drażliwa sprawa, ale w przypadku wypraw wieloosobowych powinien zostać wybrany. O ile w zespole dwuosobowym możemy mówić o układzie partnerskim, to już nawet w grupie trzyosobowej mogą się pojawić problemy, w których decydujący głos będzie miała jedna osoba. Zależy to jednak od stopnia zgrania się uczestników - nawet czteroosobowa paczka starych kumpli może nie potrzebować lidera. Na pewno już w przypadku, gdy grupa jest liczniejsza (powyżej czterech osób) i nie wszyscy się znają, najlepiej będzie wybrać jedną osobę, która zostanie kierownikiem i która będzie miała decydujący głos. Może nią być np. osoba, która wymyśliła i zaproponowała innym udział w wyprawie, lub najbardziej doświadczona.
Obok finansów chyba najpoważniejszy dylemat. Nie ma oczywiście problemu jeśli mamy znajomych, lub partnera życiowego którzy podzielają nasze zainteresowania. Jeśli jednak nie mamy nikogo, kto by nam towarzyszył, musimy go po prostu znaleźć.
Obecnie najłatwiejszą drogą są poszukiwania przez Internet - na forach, czy też dyskusyjnych grupach poświęconych rowerom, a przede wszystkim podróżowaniu jest wiele osób zainteresowanych tą tematyką:
Pamiętajmy, że ten problem ma wielu rowerzystów-podróżników. Nie jesteśmy osamotnieni w swoich poszukiwaniach.
Jeśli organizujemy jakąś większą wyprawę (np. przez Himalajskie przełęcze, lub do mało uczęszczanych krajów jak Niger, Mali, Birma, Kolumbia... możemy spróbować zgłosić się do lokalnych mediów (gazeta,radio,telewizja) z prośbą o zaprezentowanie materiału, w którym zaprezentujemy nasz pomysł oraz przedstawimy propozycję uczestniczenia w takim wyjeździe. Za pośrednictwem takich mediów - tradycyjnych - dotrzemy do dużej liczby osób, spośród których potencjalnie może się odnaleźć nasz przyszły partner.
www.travelbit.plMarcin jakub Korzonek