Województwo | opolskie |
Powiat | opolski |
Rodzaj | turystyczna |
Region | Dolny Śląsk |
Start trasy | Opole |
Koniec trasy | Opole |
Główne punkty | Opole - Malina - Miedziana - Kamień Śląski - Nakło - Dębie - Chrząstowice - Dębska Kuźnia - Turawa - jez. Średnie - Opole |
Długość | 65 |
Trudność | umiarkowana |
Moja propozycja skierowana jest do tych wszystkich maniaków rowerów, którzy niekoniecznie lubią jeździć po zakopconych - i nierzadko zatłoczonych - drogach asfaltowych naszego regionu, a będących niestety za często “areną popisową” dla zbyt wielu kierowców. Razem z moimi przyjaciółmi staramy się poruszać z dala od głównych dróg na rzecz tych wszystkich naszych lokalnych dróg i dróżek : polnych, szutrowych, czy też leśnych, w których to właśnie można odnaleźć prawdziwą esencję, radość i przyjemność z pokonywania tras, nieliczonych ilością przejechanych kilometrów, ale liczonych za to nowo poznanymi miejscami, stopniem doznań, no i niekoniecznie znajdującymi się przy głównych i ruchliwych drogach. Takich, do których to trzeba umieć i chcieć dotrzeć, a nie zaś wygodnie dojechać po “równym i gładkim”.
Do takich właśnie osób skierowana jest moja autorska propozycja trasy, którą opracowałem podczas swych licznych wypraw rowerowych w naszą bliższą oraz ciut dalszą okolicę.
Start dla wszystkich chętnych proponuję w najbardziej charakterystycznym punkcie dzielnicy Nowa Wieś Królewska, czyli spod Kościoła pod wezwaniem N.M.P.N.P. Rowerzyści z Zaodrza oraz Śródmieścia mogą spokojnie dojechać do tej dzielnicy nowo wybudowaną ścieżką rowerową wiodącą z Centrum nad kamionkę Bolko, skąd wystarczy przejechać przez przejazd kolejowy i ul. Aleja Przyjaźni – by dotrzeć na punt startu, t.j. w pobliże Dużego Stawu za kościołem w tej dzielnicy Opola
Jedną z ciekawostek dotyczących historii tego kościoła jest fakt, iż ufundowały go wyłącznie z własnych środków dwie bogobojne siostry Schwiertz, mieszkanki tej dzielnicy. Zdeponowały one bowiem w roku 1898 w banku olbrzymią naówczas kwotę, czyli 30.000 marek niemieckich oświadczając przy tym, że jeśli budowa nie zakończy się przed 1910 rokiem – pieniądze te wrócą do darczyńców. Mając takie olbrzymie środki do dyspozycji budowa ruszyła niezwykle szybko i już 21.05.1905 r. kościół został uroczyście konsekrowany, zaś siostry-fundatorki po swej śmierci spoczęły w podzięce za ich niezwykły dar na honorowym miejscu parafialnej nekropolii. Pewnie niewiele osób odwiedzających ten parafialny cmentarz ma świadomość, że swe funkcje funeralne to miejsce pełni już od paru tysięcy lat! Prowadzone tamże badania i wykopaliska archeologiczne, te sprzed II wojny, jak i te z 2000 r. potwierdziły istnienie cmentarzyska z okresu kultury łużyckiej, które było użytkowane dokładnie w tym samym miejscu co obecne (sic!) przez kilka pokoleń w latach 1000 – 700 r. p.n.e! Miejsce to skrywa jeszcze inną, mroczną i zapomnianą historię, bowiem park obok kościoła do roku 1945 mieścił mauzoleum poświęcone żołnierzom pochodzącym z tej dzielnicy, a poległym za Kaisera na wszystkich frontach I wojny światowej. Krótko po II wojnie zburzono i rozproszono kolumny z wyrytymi nazwiskami poległych, a także utrącono orły strzegące spokoju tego miejsca. Wydawało się, że pamięć o tym miejscu zatrze się już na wieki. Dzięki pasji kilku mieszkańców tej dzielnicy stało się inaczej. Bowiem ciekawe, nieznane zdjęcia tego pomnika, jak również komputerowo zrekontsruowane samo mauzoleum zamieścił na swej stronie, poświęconej dzielnicy Nowa Wieś Królewska jej autor, Piotr Dziadek.
Z ciekawą historią wiąże się również wolnostojący budynek stojący na Placu Kościelnym , bowiem w tym nowo powstającym hospicjum mieściła się w latach międzywojennych polska szkoła, czego dowodem była upamiętniająca ten fakt tablica widniejąca jeszcze do niedawna na frontonie tego budynku. Należy mieć nadzieję, że po zakończeniu remontu tego zabytku wróci i ona na swe poprzednie, należne jej miejsce.
Spod owego kościoła kierujemy się w dół ulicy Szczeszyńskiego i dojechawszy do jej końca kierujemy się w lewo w ulicę Narutowicza, którą dojeżdżamy do Dużego Stawu w tej dzielnicy. Objeżdżamy go z prawej strony i pokonując przejazd pod nasypem kolejowym kierujemy się polnym traktem w prawo, mając za chwilę po lewej stronie zalane wyrobiska, tzw. „kamionki”, po prawej zaś zabudowania stacji PKP Groszowice.
Według starszych mieszkańców tej dzielnicy w widocznym jeszcze do niedawna przed zatopieniem tej kamionki małym budynku mieli w czasie ostatniej wojny mieszkać francuscy i angielscy jeńcy wojenni, którzy pracowali w licznych tutaj kamieniołomach cementowni Groschowitz bei Oppeln
Po dojechaniu – po niezłych, choć nieco trzęsących betonowych płytach - do przejazdu kolejowego ze szlabanami kierujemy się polną drogą na samotny, wolno stojący domek, po czym przejeżdżamy pomiędzy zalanymi wyrobiskami piasku i żwiru w Malinie i ulicą Świętokrzyską docieramy do centrum Maliny. Tutaj – mijając po lewej stronie kościół zjeżdżamy z ulicy Ligudy w prawo ponownie na polny szuter, którym – kierując się prosto - przejeżdżamy tory kolejowe. Teraz - uwaga - kierujemy się stale prosto (nie skręcamy w lewo w popularną, znakowaną trasę do Kamienia). Trasa, która nas poprowadzi dalej, to tzw „Aleja Grabowska”. Wiedzie nas cały czas prosto pięknym, leśnym i fajnie ubitym duktem, a kończy się w pewnym momencie, gdy dojeżdżamy do prostopadłej drogi. Tutaj należy bardzo uważać zjeżdżając w prawo, poczym lekkim łukiem w lewo docieramy do polnej dróżki (przed budynkiem stacji trafo). Jeśli zaś dojedziemy do samotnego, stojącego na rozwidleniu polnych dróg kamiennego krzyża poświęconego chłopcu zmarłemu wskutek uderzenia pioruna - to znak, że dojechaliśmy do Przywór i …musimy zawrócić !
“ Ku pamięci naszego
kochanego syna i brata
Jozefowi Wawrzinek
zmarłego w kwiecie
wieku lat 20 który został
uderzony przez grom
w dniu 13. maja 1929 r. “
Teraz następuje odcinek zwykłej, miejscami wąziutkiej, ale niezwykle urokliwej polnej dróżki (przy dobrej pogodzie pięknie i dumnie pyszni się stąd swą krasą nasza dostojna Św. Anna). Sama dróżka zaś wijąc się między polami kukurydzy, a “marchewkowymi polami” (jak z piosenki Lady Pank) zaprowadzi nas przez Hakierówki ku żwirowniom Dolnie Plamy. Mijając je – kierujemy się prosto i docieramy do ściany lasu, gdzie należy skręcić – uwaga - w lewo! Jeśli miniemy po drodze stojącą w sosnowym zagajniku małą, pięknie odnowioną przydrożną kapliczkę, oznaczać to będzie, ze jedziemy prawidłowo - w kierunku Miedzianej. We wsi tej skręcamy w prawo, w ul. Słoneczną, która doprowadza nas do stojącej na łuku drogi byłej wiejskiej remizy ( Ci, którzy rozpoczną później swą wycieczkę, mogą się tam zatrzymać przy ogródkowych parasolach i czegoś sie napić, bowiem otwarto w tym budynku mały bar – czynny niestety dopiero od 15-ej)
Stąd kierujemy się już wprost na leśną drogę i nieodległy las , który przez małe wzniesienia i zagajniki (przez miejscowych zwane bardzo wdzięcznie i nieco egzotycznie Niwa i Kanapeje ) doprowadzi nas leśnymi szutrami wprost do Kamienia Śląskiego.Tutaj możemy odpocząc w bardzo wielu miejscach, z których my osobiście preferujemy i szczerze polecamy zamkowy Gościeniec Św. Jacka - pięknie położony i (podobnie jak cały kompleks zamkowy) pieczołowicie odnowiony, a znajdujący się w rozłożystych przyzamkowych ogrodach.
Warto pamiętać, że stąd właśnie wywodzi się - pochodzący ze znamienitego, szlacheckiego rodu Odrowążów z Odrowąża na Ziemi Sandomierskiej - pierwszy polski święty, a zarazem pierwszy polski dominikanin, czyli Św. Jacek (ur. 1183 w Kamieniu, a zmarły w Krakowie w 1257 r.). Wypada pamiętać, że osobiście ewangelizował on oraz zakładał liczne klasztory dominikanów (ponoć 32) w tak odległych miejscach Europy jak m.in. Ryga, Królewiec, Dorpat, Halicz, czy Kijów oraz wielu, wielu innych. Jako ciekawostkę dodam jeszcze fakt, że Sw. Jacek, jako jedyny z Polaków widnieje na kolumnadzie świętych stojących dookoła Placu Św. Piotra w Watykanie, zaś w 1668 r. papież Innocenty XI ustanowił naszego (o)polskiego świętego Patronem Litwy. Mało kto wie, że to jemu właśnie, Św. Jackowi większość badaczy średniowiecza przypisuje autorstwo pierwszego polskiego hymnu “Bogurodzica”, pamiętnego chocby z doskonałej ekranizacji “Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza, a dokonanej po mistrzowsku przez Aleksandra Forda przed ponad 50-ciu laty.
Stąd kierujemy się z powrotem ku centrum wsi i jadąc ulicą Wapienną wyjeżdżamy z tej pięknej miejscowości. Ponownie wjeżdżamy na polne dróżki, które omijając z lewej strony olbrzymie kamieniołomy wapnia (fot. 5) (przywodzące na myśl słynne, przepastne wąwozy amerykańskiego kanionu Colorado) i dalej przez osadę o bardzo wdzięcznej nazwie – Ogórek – doprowadzą nas do Nakła. Tutaj na skrzyżowaniu kierujemy się w lewo, poczym po 150 m skręcamy w ulicę Dzierżonia, by ponownie “pedałować” po polno-leśnych dróżkach naszej, zielonej części Górnego Śląska (fot. 6,7). Przejeżdżamy lokalną drogę Raszowa – Tarnów Opolski, poczym wjeżdżamy w … miejsce z innej epoki ! Naprawdę ! Każdy, kto tu trafi po raz pierwszy będzie miał wrażenie, że cofnął się ze dwa wieki wstecz, bowiem trafiamy tutaj na opuszczone i zrujnowane stare zabudowania – jak miemam – jakiegoś młynu wodnego lub innego majątku, czy też małego folwarku (fot. 8). Można porobić bardzo oryginalne foty, napawać się autentycznym klimatem przeszłości z “pierwszej ręki” i … jechać dalej ! Pięknie falująca leśno-polna droga poprowadzi nas po małych, niezwykle urokliwych pagórkach wprost do Dębia
Według lokalnych legend i opowieści to jedna z najstarszych wsi na Śląsku, wspominana już w 1070 r., nazwę zaś zawdzięcza legendzie o tonącym w przepastnych błotach tutejszych uroczysk zbłądzonym wozie kupieckim, który uratowała schodząca z pomocą po dębie właśnie Matka Boska
Stąd jedziemy kawałek drogą asfaltową w kierunku Dębskiej Kuźni. Warto popatrzeć w mijanych po drodze Chrząstowicach na piękną, (niestety coraz rzadszą, bo zasłanianą przez zwykle, współczesne tynki) ale widniejącą jeszcze w paru miejscach tej miejscowości t.zw. szachulcową zabudowę domów pruskich kolonistów-osadników, niezwykle rzadko spotykaną w tych stronach, których to w II poł. XVIII w. król pruski Fryderyk I Wielki ściągnął m.in. do budowy i rozwoju przemysłu hutniczego krótko po zdobyciu tej krainy w zwycięskiej z Austrią wojnie o tę niezwykle cenną śląską sukcesję.
Stąd Ci, którym ciągle jeszcze mało wyzwań mogą podjechać niecałe 3 km czarnym szlakiem, by zwiedzić leśne uroczysko, zwane Srebrnym Źródłem, leżące na terenie założonego jeszcze przed wojną rezerwatu. Piękne, niezwykle nastrojowe, magiczne i urokliwe miejsce, w którym możemy samotnie podumać w ciszy przy ledwie sączącym się strumyku, wijącym się leniwie dookoła konarów wielkich zwalonych i starych drzew
W północnej części rezerwatu znajduje się tzw. Srebrne Źródło, którego brzegi porasta typowo górska roślinność. Znajduje się tu np. jedyne na terenie województwa opolskiego stanowisko cisa pospolitego w jego naturalnym siedlisku, które koniecznie trzeba zobaczyć. W rezerwacie występują również inne chronione i rzadkie gatunki roślin, np. wawrzynek wilczełyko, okazy bluszczu pospolitego i wiele, wiele innych. Z miejscem tym wiążą się również ciekawe historie i legendy, m.in. o zakopanym w lesie zbójeckim srebrze, które powoduje, że woda jest tutaj czysta jak srebro. Dziś dookoła Srebrnego Źródła panuje niezwykła cisza i spokój, ale w XVIII i jeszcze w XIX w. okoliczni mieszkańcy spotykali się tutaj w niedziele i święta, gdzie przy grającej orkiestrze urządzano sobie nawet wiejskie potańcówki !
Dalszy etap wycieczki to przejazd obok Zajazdu Góralskiego z jego prawej strony i wjazd w leśną drogę, którą dotrzemy do nieczynnego zakładu produkcyjnego. Zaraz za nim skręcamy w lewo, w małą leśną dróżkę (fot. 10), która poprzez ciekawe i – zaskakujące być może dla niektórych - całkiem spore Wzniesienia Dębskie doprowadzi nas wprost ku brzegom Jeziora Średniego, gdzie w przystani wszystkich turawskich bikerów, czyli w słynnym w rowerowych kręgach (i nie tylko) - “Barze u Janka”, będziemy mogli zregenerować nadwątlone siły, a ponadto ( co równie ważne) uzupełnić brakujące rowerowe akcesoria (łatki do dętek, klej oraz wszystkie inne niezwykle pożądane “ingredienta”, mapy okolic jezior turawskich nie wyłączając ).
Stąd powrót do Opola wiedzie dwoma, “leśnymi” wariantami – łatwiejszą, choć nieco dłuższą drogą przez Zawadę (popularnie zwaną Autostradą) lub też przez Niwki oraz ośrodek Monaru w Zbicku.