- Jest takie włoskie powiedzenie: zobaczyć i umrzeć. A ja chcę tylko dojechać do Brazylii i umrzeć – mówi Janusz Strzelecki River, który ponad 10 lat temu kupił używany rower i ruszył w podroż dookoła świata.
Do tej pory odwiedził 120 krajów, przejechał 340 tysięcy kilometrów. Nigdy nie przebił opony, dziesięć lat nie śpi na łóżku. Początkowo na życie wydawał pięć dolarów dziennie. Obecnie wydaje dwa.- Do każdego kraju wjeżdżam, wysyłając poprzez ambasadę informację, że jadę rowerem dookoła świata, że mam w kieszeni tyle i tyle pieniędzy i chce zwiedzić wasz piękny kraj – opowiada.
Kiedy w 2000 roku rozpoczynał swoją przygodę miał nadzieję, że podróż zakończy dojeżdżając na Olimpiadę w Pekinie.- Ale po badaniach w ośrodku kosmonautów pod Moskwą , lekarze powiedzieli mi, że z tym zdrowiem, które mam mogę spokojnie dojechać na olimpiadę w Brazylii – przyznaje rowerzysta.