Przemierzanie kontynentów na rowerze w poszukiwaniu wewnętrznego spełnienia stanowi raczej domenę młodych mieszkańców krajów rozwiniętych. Jednak 63-latek z Czeczenii, który niedawno jednośladem udał się na rytualną pielgrzymkę do Mekki, udowodnił, że nie musi tak być.
Zmagania Magomeda-Alego Dżanaralijewa opisała we wtorek agencja Reutera. Dzielny Czeczen wyruszył ze swojej miejscowości Urus- Martan, ok. 30 km od Groznego, i w ciągu 10 tygodni pokonał dystans 12 tys. kilometrów. Na trasie pielgrzyma znalazły się m.in. Irak i Iran. Podróż nie mogła być łatwa i przyjemna, skoro po powrocie w zeszłym tygodniu Dżanaralijew oświadczył, że osobiście "nie pozwoliłby nikomu innemu" na powtórzenie tego wyczynu. Jednym z najtrudniejszych momentów było spotkanie z amerykańskimi żołnierzami w Iraku, którzy zatrzymali go za brak wizy. W czasie kłótni rzucili jego rowerem o ziemię - opowiadał.
Jak wyjaśnił pielgrzym, zainspirowała go jego zmarła matka, która we śnie powiedziała, że marzy, aby wziął udział w hadżu - pielgrzymce do Mekki, która przynajmniej raz w życiu jest obowiązkiem każdego muzułmanina. "Odpowiedziałem, że nie mogę, bo nie mam jak tam dotrzeć. A ona na to, że przecież mam rower i mogę go wykorzystać" - relacjonował Dżanaralijew.