Koła ślizgają się na lodzie, mokre od śniegu hamulce nie działają, samochody obryzgują szarą breją, a mróz szczypie w nos. I co z tego? Dla fanatyków dwóch kółek jazda w takich warunkach to frajda. Oni z rowerem nie rozstają się nigdy.
Tomasz Grabowski na swoim „góralu” dojeżdża codziennie do pracy. – Mam około 5 kilometrów, a więc nie za dużo – mówi. – Mieszkam i pracuję w centrum. Często wracając do domu nadrabiam drogi, bo wolę jechać np. ul. Piotrkowską, gdzie jest mało aut.
W weekendy odwiedza park na Zdrowiu lub Las Łagiewnicki.
– Dlaczego rower? Prawa jazdy nie mam, a tramwajem nie lubię jeździć. Zima mi nie przeszkadza. Po śniegu jeździ się ciężko, ale za to gdy się wywalę, mniej boli – śmieje się.
A przewrócić się łatwo. Opony roweru, o ile nie są wyposażone w kolce, ślizgają się na ubitym śniegu i lodzie. Często grzęzną też w zaspach lub świeżym puchu.
Każdego dnia, niezależnie od aury do pracy na rowerze dojeżdża także Michał Wilczyński. – Rower jest moją pasją – mówi. – Rocznie robię około 7 tys. kilometrów. Mam prawo jazdy i samochód, ale na co dzień wolę korzystać z dwóch kółek. Ośmiokilometrową trasę do pracy pokonuję 10 minut szybciej niż tramwajem.
Faceci w czerni
Gdy się pedałuje, to jest ciepło – twierdzą cykliści.
– Zakładam getry na nogi i podkoszulek rozgrzewający – mówi Michał Wilczyński. – Na to dres i kurtkę przeciwwiatrową, najlepiej w czarnym, najmniej brudzącym się kolorze. Najgorzej jest z butami, bo te na śniegu czy w deszczu najszybciej przemakają. Na twarz kominiarkę, a na ręce koniecznie rękawiczki.
Mimo takiego stroju czasem kolarze marzną, szczególnie, gdy spoceni czekają na zmianę świateł. Żaden z nich jednak nie pamięta, kiedy ostatnio chorował...
Roweru specjalnie nie przygotowują.
– Trzeba pamiętać tylko o nasmarowaniu łańcucha, piast i zębatek – opowiada Tomasz. – Te elementy szybko rdzewieją, zwłaszcza gdy drogowcy sypią solą. Przez sól szybciej zużywają się też opony.