Zasiadający w brytyjskim parlamencie Boris Johnson postanowił walczyć ze złodziejami. Po skargach z jego obwodu wyborczego wydał wojnę złodziejom psów. Ale kiedy skradziono mu rower, a trzeba wiedzieć, że Johnson jest zapalonym rowerzystą, miarka się przebrała. - Wobec złodziei rowerów trzeba stosować prawo szariatu - zapowiedział na spotkaniu z rowerzystami w ratuszu Islington.
Boris Johnson, poseł Partii Konserwatywnej, jest znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi. Ogromne wzburzenie, szczególnie wśród mieszkańców Papui Nowej Gwinei, wzbudziły jego uwagi o zjadaniu przez nich swoich wodzów. Większym echem w wielkiej Brytanii odbiły się jego opinie o Jamie Oliverze. - Gdybym mógł, to bym się go pozbył z tego kraju - powiedział. A przecież Olivier to prawdziwy prorok dzisiejszej brytyjskiej kuchni i niesamowita medialna sława.
W zeszłym tygodniu, po tym jak zgłosili się do niego mieszkańcy hrabstwa Oxfordshire, zaniepokojeni masowymi kradzieżami psów. Johnson obiecał zdecydowane działania i współpracę z policją, dodając, że jest to "ohydny postępek" przestępców. - Kradzież psa, to nie tylko szkoda finansowa, ale także potężny cios emocjonalny - powiedział.
W środę Johnson zdradził, jak może wyglądać zdecydowana walka ze złodziejami. - Wprowadźmy twarde prawo szariatu dla złodziei rowerów - oznajmił cyklistom, z którymi spotkał się w ratuszu Islington, w północnym Londynie. Szariat to prawo islamskie, które ciężkie kradzieże karze obcięciem rąk. Takie kary stosuje się tylko w kilku krajach muzułmańskich, a muzułmanie w Wielkiej Brytanii, choć prawie połowa z nich chciałaby stosować szariat, niechętnie patrzą na legalizację kamienowania czy amputacji za popełnione przestępstwa.