Relacja z Chodzieży Mirosława Ząbkiewicza (interia.pl). Andrzej Kaiser wygrał najbardziej prestiżowy wyścig (GRAND FONDO) podczas pierwszych w tym sezonie zawodów kolarskich Skandia MTB Maraton w Chodzieży.
Na starcie stanęło ponad pięciuset pięćdziesięciu fanów kolarstwa z całej Polski bez względu na wiek, wydolność, umiejętności i sprzęt. To rekord w historii zawodów organizowanych przez Czesława Langa.
Trasa maratonu prowadziła ścieżkami pięknych chodzieskich lasów. Organizatorzy ocenili ją na czwórkę w sześciostopniowej skali trudności. Kolarzom najmocniej dały w kość nie tyle podjazdy, co mocno przypiekające słońce i podłoże. Dłuższe fragmenty asfaltu były jedynie w okolicach startu i mety, a po opuszczeniu okolic chodzieskiego rynku kolarze musieli radzić sobie z luźnym piachem zmorą cyklistów.
Półtorej godziny przed startem parkingi wokół rynku coraz szybciej zaczęły się zapełniać. Wszędzie czuć było woń wszelkich rodzajów 'wcierek'. Odnawiano stare znajomości, wspominano wspólne wyścigi, umawiano się na kolejne. Niby co chwilę wybuchały gdzieś salwy śmiechu po kolejnym kawale, ale tak naprawdę czuć było niecierpliwe oczekiwanie na start.
W tym samym czasie w sercu miasteczka Skandii na chodzieskim rynku szybko rosła kolejka po elektroniczne chipy, bez których żaden zawodnik nie mógł wyruszyć na trasę. Gdy tatusiowie stali w kolejce, najmłodsi szturmowali namioty obok, gdzie sponsorzy zawodów przygotowali dla nich specjalne atrakcje.
Kto dostał cały pakiet startowy, ruszał na krótką rozgrzewkę. Obok młodzieńców o posturze wyczynowców i marsowych minach, śmigały seniorki, panowie z brzuszkami i najmłodsi, którym nie przeszkadzały nawet skrzypiące z wyrzutem łańcuchy.
Większość startujących bardzo poważnie podeszło do rad fachowców, aby jak najlepiej przygotować sprzęt, co wcale nie oznacza, że musisz mieć sprzęt za kilkanaście tysięcy złotych, aby stanąć na starcie maratonu organizowanego przez Czesława Langa. Koszyk na tylnym bagażniku swojego miejskiego rowerku nie przeszkodził pani Halinie Nowakowskiej wygrać w kategorii K-4 na dystansie MINI (30 km).
- Mój mąż od lat jest zapalonym rowerzystą i pilnuje, żebym też jeździła. To świetna zabawa - powiedziała szczęśliwa trzymając w ręku puchar dla najlepszej zawodniczki w swojej kategorii wiekowej. - Czy po takim wyścigu trzeba brać urlop? Nie! Wracam do domu, pod Warszawę, a rano do pracy. Chciałabym być na wszystkich zawodach, ale chyba jedną imprezę będę musiała opuścić.
Trasy maratonów MEDIO (60 km) i GRAND FONDO (92 km) były bardziej wymagające z większą ilością leśnych ścieżek i kilkoma interwałowymi podjazdami. W pierwszym z nich najlepszy okazał się Robert Banach. - Ze względu na to, że były to pierwsze zawody z cyklu, zawodnicy byli rozstawieni na starcie zgodnie z kolejnością zgłoszeń. Moje było gdzieś w środku stawki , dlatego byłem bardzo daleko ustawiony, stąd nerwówka, żeby się przebić. Na szczęście na początku trasa biegła po asfalcie i było szeroko, więc dało się wyprzedzać. Po dwóch kilometrach byłem już z przodu ? relacjonował na mecie zwycięzca dystansu MEDIO.
- Później pilnowałem kolegów z DHL Author - Andrzeja Kaisera i Pawła Wiendlochę. Wiedziałem, że będą atakować od samego początku, więc trzymałem się ich. Na dziesiątym kilometrze Andrzej zaatakował i rozerwał całą stawkę. Zabrałem się z nimi i odjechaliśmy reszcie. Później była już w zasadzie tylko walka o utrzymanie pozycji, chociaż do samego końca nie wiedziałem czy dojadę, bo łapały mnie skurcze. Trasa dała mi się we znaki, ale szczęśliwie dowiozłem zwycięstwo - cieszył się Robert Banach.
Według niego największym problemem dla kolarzy była dzisiaj pogoda. - Można powiedzieć, że mieliśmy upał, bo w ostatnich dniach temperatury były zdecydowanie niższe i mój organizm nie był przyzwyczajony do tych warunków - przyznał na mecie, zapowiadając jednocześnie, że w najbliższą sobotę zjawi się w Szczawnie Zdroju, aby bronić koszulki lidera w swojej kategorii.
Ze zwycięstwa na najbardziej prestiżowym dystansie (GRAND FONDO) cieszył się Andrzej Kaiser. Pokonał trasę ze średnią 29 km/h, co jak na maraton jest wynikiem robiącym spore wrażenie. - Trasa była płaska, a ja wolę bardziej górzyste. Nie chciałem atakować tak szybko, ale pojawiła się okazja i odjechaliśmy - opisywał na mecie największy nasz specjalista od rowerowych maratonów. - Nie miałem kryzysu, czuję, że jestem w dobrej formie.
Chociaż trasa była bardzo dobrze oznakowana, to można powiedzieć, że ostatnie metry kolarze pokonywali 'na czuja', bo nad rynkiem unosił się apetyczny zapach specjałów z grilla. Golonki i karkówki kusiły tak mocno, że po minięciu linii mety mało kto decydował się obrać kurs prosto na prysznice. Zawody zamieniły się w prawdziwy rodzinny piknik.
Emocje pojawiły się jeszcze podczas losowania nagród. Ci, do których uśmiechnął się los, otrzymali dwie ramy Gianta, zegarek Festina, zestawy upominków oraz srebrno-niebieski skuter Zumico. Maraton w Chodzieży był pierwszym z sześciu etapów wyścigu po Skodę Fabię. Nie trzeba mieć wydolności Lance'a Armstronga i techniki Gunn-Rity Dahle, aby wygrać samochód. W jego losowaniu weźmie udział każdy, kto wystartuje we wszystkich tegorocznych edycjach Skandii MTB. A więc do zobaczenia już w najbliższą sobotę w Szczawnie Zdroju!
Mirosław Ząbkiewicz, Chodzież
Źródło informacji: INTERIA.PL