Aleksander K. wjechał w słup stojący na środku ścieżki rowerowej i podał gorzowski magistrat do sądu. Proces wygrał. Miasto wypłaci mu 2 tys. zł odszkodowania.
To pierwszy taki proces w Gorzowie, a być może i w kraju, bo też w niewielu innych miastach można spotkać ścieżki rowerowe ze słupami pośrodku.
Gdyby się nie oglądał...
Tak jest przy ul. Kasprzaka. To tutaj Aleksander K. w 2006 r. jechał rowerem. Na chwilę się odwrócił, bo zdawało mu się, że strzeliła tylna opona. - Gdy znów spojrzałem przed siebie, było za późno: uderzyłem w słup - zeznawał przed sądem. Spadł z roweru na beton. Złamał rękę, zmiażdżył dwa palce i rozciął czoło. Przez miesiąc chodził na rehabilitację.
To dlatego domagał się 15 tys. zł odszkodowania. Miasto nie chciało płacić. - Gdyby powód nie odwracał się do tyłu, bezspornie słup by ominął - w ten oryginalny sposób przekonywała sąd prawniczka magistratu Maria Domagała. Jednak sąd nie przyjął jej argumentacji. Co więcej uznał jasno, że ścieżka jest felerna. ,,Nie może być zbudowana tak, że rowerzysta musi jechać slalomem'' - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Płacą podatnicy
Pieniądze musi zapłacić magistrat (czyli podatnicy), choć ścieżkę na Kasprzaka zbudował zarząd dróg, a nie miasto. - Jednak to nasz teren, więc my za ścieżkę odpowiadamy - tłumaczy zawiłości polityki rowerowej rzeczniczka Urzędu Miasta Jolanta Cieśla.
Co ciekawe, wziął to pod uwagę również sąd, obniżając kwotę odszkodowania. W trakcie procesu zamierzał przyznać 4 tys. zł, skończyło się na 2 tys. zł. - Musimy zapłacić w sumie ponad 2,4 tys. zł, bo sąd obciążył nas kosztami procesu - mówi Cieśla. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny, ale magistrat nie zamierza się odwoływać.
Wrocławska galeria "Łup w słup" »