Najwyższa Izba Kontroli zbadała, jak duże polskie miasta radzą sobie z transportem. Jak łatwo się domyślić - nie bardzo. Co interesujące, Najwyższa Izba Kontroli zwróciła też uwagę na problem infrastruktury rowerowej. To prawdopodobnie pierwszy taki przypadek w historii tej instytucji.
Generalnie strategie przyjęte przez miasta rozmijają się z praktyką. NIK krytykuje brak wskaźników, umożliwiających monitorowanie założonych przez samorządy planów (czyli de facto zupełną samowolkę samorządów, które robią zupełnie co innego niż znajduje się w ich strategiach). To, co na papierze powinno być zrealizowane do dziś, będzie - jeśli już - gotowe najwcześniej za kilka - kilkanaście lat. Na przykład Kraków do 2010 roku zrealizował według NIK dopiero 33% zakładanej sieci dróg rowerowych.
O ile należy przyklasnąć inicjatywie NIK, o tyle metodologia kontroli w zakresie infrastruktury rowerowej jest dość problematyczna i powinna zostać skorygowana. NIK przyjęła jako wskaźnik "gęstość" dróg rowerowych ("łączną długość ścieżek rowerowych w stosunku do powierzchni miasta"). Tymczasem zależy on m.in. od warunków topograficznych. Są miasta o dużej powierzchni i niskiej liczbie ludności a przez to o niskiej gęstości sieci drogowej w ogóle. Nic dziwnego, że wysoka "gęstość" według NIK jest w Warszawie (0,48%) a najniższa w Szczecinie (0,17%). Warszawa ma po prostu dwukrotnie większą gęstość zaludnienia (3300 osób na kilometr kwadratowy), a co za tym idzie infrastruktury w ogóle niż Szczecin (1350 osób na kilometr kwadratowy).