Wiatr, deszcz, zimno – z tym wszystkim musiał sobie radzić podróżnik, by pokonać założony dystans. Ale motywacja była ogromna. - Do tej pory realizowałem jednak wyłącznie własne marzenia. Tym razem wiedziałem, że nie jadę dla siebie czy dla własnej satysfakcji. Jechałem, by nagłośnić akcję zbiórki pieniędzy na protezę nogi dla Jarka Kosińskiego z Krapkowic koło Opola – mówi Piotr Mitko, rowerzysta.
Szansa na nowe życie z nową protezą
Jarek Kosiński – 30-latek z Krapkowic stracił nogę w wyniku nowotworu kości. Posiadając protezę przez kilkanaście lat mógł jednak prowadzić normalne życie. – W zeszłym roku wysłużony sprzęt ortopedyczny po prostu się złamał. Obecnie Jarek porusza się o kulach. Z tego powodu też Jarek nie może pracować w takim wymiarze, w jakim by mógł, gdyby miał protezę. Na nową i to nawet najprostszą potrzeba ok. 40 tys. zł, na razie udało nam się zebrać ok. 7 tys. zł – opowiada Piotr Mitko i ma nadzieję, że wkrótce uda się zebrać całą kwotę.
Pomysł, by wyprawę połączyć z celem charytatywnym narodził się niejako samoistnie. Organizacją pierwszej wyprawy Piotr Mitko zajmował się zupełnie samodzielnie. Druga to nagroda w konkursie dla pracowników w firmie Work Express, w której Piotr jest zatrudniony jako webmaster. – W naszej firmie organizowaliśmy konkurs dla pracowników z pasją, który Piotr, zresztą przy moim silnym dopingu, wygrał. W nagrodę sfinansowaliśmy jego wyprawę. Mógł wybrać dowolne miejsce, w które chciał pojechać, ale Piotr wybrał Islandię – wyjaśnia Dariusz Lamot, prezes Zarządu Work Expressu. Dlatego też Piotr postanowił, że pomagając komuś innemu, w ten sposób się odwdzięczy. – Zresztą podczas poprzedniej wyprawy na Islandię sam wiele razy doświadczyłem pomocy od miejscowych ludzi, więc chciałem to dobro podać dalej. Zwróciłem się do Fundacji Jaśka Meli i w ten sposób poznałem Jarka – opowiada Piotr Mitko.
Islandczycy produkują najlepsze protezy
Podczas wyprawy „Islandia – rowerem poza horyzont” celem Piotra nie było tylko pokonanie założonej trasy. Już w trakcie podróży napisała do niego firma protetyczna Ossur, z zaproszeniem do odwiedzenia ich siedziby w Reykjaviku. – Firma Ossur to drugi na świecie producent protez. Sprzedaje ich tygodniowo 2800, a działa od 40 lat ! Oglądając w ich fabryce każdy etap produkcji byłem pod niesamowitym wrażeniem. I chociaż nie wyszedłem z protezą dla Jarka, to jakoś dziwnie się podbudowałem tą wizytą – uśmiecha się Mitko.
W Reykjaviku powstają elementy z włókna węglowego, tytanu, aluminium, silikonu, a także wszystkie części elektroniczne. Jedynie elementy plastikowe są wytwarzane w Chinach. Protezy tej firmy wykorzystują nawet olimpijczycy. – Zobaczyłem jak wygląda klejenie komponentów karbonowych. Są niezwykle lekkie i mają pamięć kształtu. 50 warstw karbonu daje dobrą wytrzymałość, ale dla olimpijczyków robią protezy nawet z 70. Na tegorocznej olimpiadzie biegł sprinter z amputowanymi poniżej kolan obiema nogami - używa właśnie sprzętu Ossur. Regulamin olimpiady pozwala, aby w podeszwie było 13 czy 15 kolców. Ossur współpracował z firmą Nike, by jak najlepiej rozmieścić te kolce. Widziałem film z testów - człowiek z tymi protezami biegł jak gepard. Dla mnie to był szok – mówi Piotr Mitko. – Nowe produkty muszą przejść test 2 milionów kroków, czyli tyle, ile przeciętny człowiek robi w ciągu 2 lat. Tutaj roboty robią te 2 miliony kroków bez przerwy i trwa to 3 tygodnie – opowiada z podekscytowaniem Piotr Mitko. To, co podbudowało podróżnika to fakt, że inżynierowie cały czas pracują nad ulepszaniem produktów tak, by te jak najwierniej odzwierciedlały naturę. Firma przekazała także mały upominek dla Jarka Kosińskiego.
Czasem słońce, czasem deszcz
Piotr przejechał na rowerze już 15 europejskich krajów. Od matury pokonał w ten sposób już blisko 40 tys. km. To nie jego pierwsza podróż na wyspę ognia i lodu. Na Islandii był już 2 lata temu, udało mu się okrążyć wyspę pokonując dystans 4 tys. km. Doliczając dystans pokonany podczas tegorocznej wyprawy, w ciągu 8 lat pokonał ponad 40076 km, czyli dokładnie tyle, ile wynosi obwód Ziemi. – W sumie, w tym roku przejechałem na Islandii 2209 km, czyli ponad 80 km dziennie, jeśli liczyć pełne dni podróży. Jazda zajęła mi łącznie 144 godziny i 20 minut. Największy jednodniowy dystans wyniósł 139 km, ale nie był to dzień wysokiej formy, tylko wtedy długo szukałem miejsca na namiot. Nie próbowałem bić rekordów, tylko rozbijałem się w najbardziej korzystnych dla mnie miejscach – mówi Piotr Mitko.
Jak przyznaje Piotr Mitko, to, co na Islandii może zarówno pomóc, jak i skutecznie utrudnić podróżowanie to wiatr. – Jazda pod wiatr męczy kilkukrotnie bardziej niż, gdyby jechać z wiatrem. W ciągu prawie całej podróży niestety prawie zawsze wiatr był moim przeciwnikiem. To powodowało, że – mimo spędzania w siodełku 6-8 godzin dziennie – nie udawało mi się pokonać założonego dystansu. Pogoda była dla mnie w tym roku jednak wyjątkowo łaskawa, było dużo dni słonecznych – opowiada Mitko. Chociaż załamanie pogody też się zdarzyło. – Musiałem przeczekać dwa dni w miejscu. Jazda w deszczu, która pada nieraz wręcz poziomo jest niebezpieczna. Nieraz też długo musiałem szukać miejsca na nocleg. I chociaż na Islandii namiot można postawić prawie wszędzie, to jednak w wielu miejscach jest to ryzykowne. Droga często prowadzi brzegiem morza, urwiska są strome, koniecznie trzeba się osłonić przed wiatrem. Dla takiego kawałka ziemi trzeba czasem jechać kilkadziesiąt km, ale warto, by mieć spokojny sen. Dwa lub trzy razy były też przymrozki i niestety wtedy trząsłem się z zimna w śpiworze – mówi Piotr Mitko.
Marzenie o maskonurach spełnione
Dwa lata temu Piotr Mitko poszukiwał maskonurów – ptaków, które kojarzą się jednoznacznie z Islandią. Nie udało mu się to dwa lata temu, w tym roku podróżnik zrealizował swoje marzenie. – Bezskutecznie szukałem ich 2 lata temu w wielu miejscach, a tym razem pojechałem tylko w jedno, gdzie mogły być, czyli na przylądek Latrabjarg. Tam bez trudu podszedłem do tych ptaków na wyciągnięcie ręki, obserwowałem je i fotografowałem przez dobrą godzinę. Nie mógłbym się od tego oderwać, gdyby wreszcie nie przegoniło mnie stamtąd zimno. Ten prześmieszny ptak dał mi więcej radości, niż mogłem się spodziewać. Naprawdę poczułem się tak, jakby spełniło się moje wielkie marzenie, choć wcześniej o tych maskonurach tylko żartowałem – mówi z uśmiechem podróżnik. A czego najbardziej mu brakowało podczas tych 4 tygodni samotnej wędrówki? – Najbardziej brakowało mi mojej dziewczyny. Gdy jestem za granicą, staram się jak najmniej myśleć o tym, czego w danej chwili nie mam, by zamiast tęsknić za tym, co opuściłem, cieszyć się tym, co mogę zobaczyć. Mimo wszystko w podróżach najbardziej lubię powroty. Zawsze wyjazd pozwala mi bardziej docenić to, do czego wracam. Tym razem na Islandii szczególnie zatęskniłem za polskimi zapachami… Stwierdziłem, że mają dla mnie duże znaczenie. Na przykład brakowało mi zapachu polskich drzew, albo zapachu rodzinnego ogródka. Na Islandii drzewa są tylko w kilku rejonach, są raczej niskie, i to inne gatunki, niż u nas. Za to na Islandii wspaniale pachnie morze, za którego zapachem też tęskniłem, będąc w Polsce. Teraz z wielką radością pójdę do parku, a może nawet wkrótce wybiorę się w Tatry, co mi bardzo chodziło po głowie przez ostatni miesiąc. One również specyficznie pachną. Z jedzenia – brakowało mi naszego chleba i masła. I - jak zwykle – miałem czasem wielką ochotę na zimne kakao – mówi Piotr Mitko i dodaje, że w Polsce na pewno będzie mu brakowało przestrzeni i poczucia bezpieczeństwa, jakie jest na Islandii. Chociaż jak sam podkreśla, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Na mapie podróży rowerzysty znalazły się takie miejsca jak: Reykjavik, równina Thingvellir, wodospad Glymur – największy na Islandii, kratery Grabrok, oraz Zachodnie Fiordy wraz z przylądkiem Latrabjarg - najdalszym zachodnim punktem Europy.