- Samochody zajmują zbyt wiele miejskiej przestrzeni. Jesteśmy wdzięczni ludziom, którzy jeżdżą rowerami, inaczej chyba musielibyśmy zburzyć to miasto - powiedział nam urzędnik w Amsterdamie
W ubiegłym tygodniu mieliśmy okazję zobaczyć rowerowy raj. Wraz z rowerzystami z ogólnopolskiej sieci "Miasta dla rowerów" oraz urzędnikami Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przyglądaliśmy się, jak rozkwita ruch rowerowy w Niemczech i Holandii.
Miasto małych podróży
W Berlinie wszystko zaczęło się na początku lat 90. Coraz więcej rowerzystów domagało się dróg rowerowych, ale i kierowcy chcieli doznać pełnej wolności. Doprowadziło to do powstania okrągłego stołu i zmiany polityki transportowej miasta. Automaniacy i niektórzy urzędnicy zarzucali lekkomyślność rowerzystom, uznając ich marzenia są nierealne. Dziś berlińczycy 13 proc. podróży pokonują na rowerach, a do 2025 roku ten wskaźnik ma się zwiększyć aż do 20 proc.!
Gdzie tkwi sukces Berlina? Na pewno nie w ścieżkach rowerowych, bo jak na tak ogromne miasto jest ich niewiele. Sukcesem okazały się pasy rowerowe wyznaczane na jezdni i uspokajanie ruchu. Ponad 70 proc. ulic ma ograniczenie prędkości do 30 km na godz. na których rowerzysta czuje się swobodnie. Metropolia stara się więc być przyjazna jego mieszkańcom, spokojna, przytulna. Berlin jest miastem "małych podróży", dzięki czemu nie generuje się niepotrzebnego ruchu pojazdów [małe podróże to w praktyce taka polityka przestrzenna, która umożliwia załatwienie wszystkich podstawowych potrzeb bez potrzeby podróżowania przez całe miasto - red.]