Fot. Jakub Ostałowski
Inne korki
Co roku miasto wydaje na zbudowanie nowych i utrzymanie istniejących już dróg rowerowych ponad 15 milionów koron (około 7,5 miliona złotych), co stanowi 25 proc. całegobudżetu przeznaczonego na drogi i komunikację w mieście. Dla porównania, Warszawa wydaje na ten cel nie więcej niż 0,2 proc. pieniędzy przeznaczonych na drogi miejskie. Taka polityka władz kopenhaskich przynosi rezultaty. W ciągu czterech lat ruch rowerowy w stolicy wzrósł o 31 proc., a ponad 34 proc. zatrudnionych dojeżdża rowerem do pracy. A jeżeli na ulicach widać korki, to są to zwykle korki rowerowe.
Drogi, nie ścieżki
Najważniejszym wyzwaniem dla władz miasta jest bezpieczeństwo. Wciąż trzeba pamiętać, że z rowerów korzystają tu nie tylko - zwykle bardzo sprawni - ludzie w średnim wieku, ale też małe dzieci i osoby starsze. Dlatego nie buduje się ścieżek rowerowych, lecz rowerowe drogi - jednokierunkowe, nie węższe niż dwa metry. Na skrzyżowaniach pomalowane na jaskrawy niebieski kolor ostrzegający kierowców, że może pojawić się rowerzysta, któremu należy udzielić pierwszeństwa przejazdu.
Sprawa zresztą jest o tyle prosta, że kierowcy mają pełną świadomość, że za moment wysiądą z aut i przesiądą się na swoje ulubione pojazdy. Zrozumienie obu grup jest więc całkowite. Ruch na drogach regulują także specjalnie dla rowerzystów przeznaczone sygnalizatory świetlne rozmieszczone niemal na całej ponad 300-kilometrowej sieci rowerowych dróg w Kopenhadze.