Na 740 tys. mieszkańców Amsterdamu przypada dziś 600 tys. rowerów. Cykliści pojawili się tu już pod koniec XIX w. W latach 70., kiedy samochód na zachodzie Europy stał się dobrem dostępnym dla każdego, również w Amsterdamie przybyło aut. Jednak miasto szybko się zakorkowało i ludzie sami powrócili do jednośladów. Teraz ścieżki rowerowe są wszędzie, gdzie mogły powstać, tam gdzie nie ma na nie miejsca, jeździ się po ulicy, nawet jednokierunkowe dla aut, dla rowerzystów są obustronnie dostępne.
Urzędnik od rowerów
W Amsterdamie politykę rowerową planuje się w cyklu czteroletnim. W tym roku przyjęto właśnie kolejny plan. Nad realizacją czuwa koordynator ds. polityki rowerowej miasta, urzędnik zatrudniony wyłącznie w tym celu w departamencie infrastruktury i transportu magistratu. - 90 proc. sieci ścieżek jest gotowa, ale wciąż potrzebujemy usprawnień - ocenia Ria Hilhorst, socjolog, od 7 lat rowerowy koordynator. - Wyzwania na najbliższe lata to postawienie kolejnych parkingów rowerowych w centrum, budowa ścieżek dwupasmowych i kursy dla emigrantów spoza Europy, którzy za mało korzystają z jednośladów.
Główni partnerzy Rii Hilhorst to organizacje rowerzystów, miasto konsultuje z nimi projekty; sami rowerzyści też zasypują władze pomysłami. - To głównie dzięki ich aktywności mamy taką infrastrukturę - uważa Hilhorst i radzi trójmiejskim rowerzystom, by lobbowali u władz.
Budżet planu czteroletniego wynosi 70 mln euro, 75 proc. sumy pochodzi z kasy miasta, 25 z budżetu centralnego. Wokół dworca centralnego pobudowano na barkach i wielopoziomowych platformach parkingi na 10 tys. rowerów. Po to, by ludzie, którzy pracują w centrum, dojeżdżali komunikacją publiczną do dworca i dalej jechali już na rowerze. I odwrotnie: by mieszkańcy centrum, pracujący za miastem, dojeżdżali do dworca na rowerze i wsiadali do pociągu. Jednocześnie ograniczono w centrum liczbę miejsc do parkowania samochodów i wprowadzono zniechęcająco wysoką stawkę za godzinę postoju - 3,60 euro.