Producent samochodów - firma Volvo podczas targów Mobile World Congress w Barcelonie na początku marca zaprezentował system detekcji rowerzystów opracowany wspólnie z innymi szwedzkimi firmami - Ericsson oraz producentem kasków - POC.
Już teraz samochody tej firmy są wyposażone w funkcję CDS (Cyclist Detection System), która dzięki zamontowanym czujnikom może wykrywać rowerzystów.
Teraz zaprezentowano jego bardziej rozbudowaną wersję. Rowerzysta posiadający specjalny kask będzie ostrzegany przed możliwymi kolizjami z samochodem. Musi on posiadać smartfon z GPSem oraz specjalną aplikacją, która za pomocą łącza bezprzewodowego bluetooth komunikuje się z kaskiem. Aplikacja poprzez internet jest stale połączona z Volvo Cloud, gdzie są zapisane aktualne współrzędne jadących samochodów. Poprzez analizę danych łatwo będzie wykryć niebezpieczna sytuację. W takim przypadku kierowca samochodu otrzyma ostrzeżenie o możliwej kolizji z rowerzystą na przedniej szybie - poprzez wyświetlacz HUD, a rowerzysta przez wibrację kasku POC oraz sygnały świetlne emitowane z przodu kasku.
Jakkolwiek pięknie i futurystycznie by to nie wyglądało, naszym zdaniem pomysł jest kiepski z kilku względów. Po pierwsze jest zbyt skomplikowany - aby całość zadziałała potrzebujemy specjalnego kasku, telefonu z geolokalizacją, internetu i aplikacji. Samochód też musi być kompatybilny z systemem. Analiza danych - czyli położenia wszystkich samochodów i rowerów wymaga sporych mocy obliczeniowych oraz szybkiego łącza. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że któryś element systemu zawodzi, albo tylko opóźni transmisję i mamy problem. A tych elementów jest dużo.
Po drugie jeśli system wszedłby do powszechnego użytku (w co wątpimy) mógłby spowodować pewnego rodzaju uzależnienie się od niego i zanik mechanizmów obronnych. Podobnie jak osoby jeżdżące wszędzie z GPSem łatwo się gubią bez niego, tak samo zdani na takie cudo możemy po prostu mniej uważać na ulicy - bo przecież chroni nas system. Nie mówiąc juz o sytuacji, kiedy system będzie z jakiś powodów nieczynny.
Po trzecie pomysł wymaga sporej ilości sprzętu. Kask łączy się za pomocą bluetooth z telefonem, każdy kto korzystał z tego bezprzewodowego łącza zna jego wady - po pierwsze potrzebuje zasilania - czyli mamy kolejny sprzęt do ładowania (kask), jest prądożerczy (czyli często trzeba ładować i może zabraknąć nagle zasilania), czasami są problemy z połączeniem i trzeba czekać aż urządzenia się "sparują". Wyjdzie na to, że aby pojechać gdzieś rowerem musimy wykonać cały szereg czynności poprzedzających (ładowanie, parowanie, instalacja, aktualizacja) i inicjacyjnych (włączenie każdego elementu, poczekanie aż się połączą). A gdzie prostota, która jest właśnie największą zaletą jazdy na rowerze?
Po czwarte i ostatnie wymaga kasku...
Nie poraz pierwszy okazuje się, że lobby samochodowe ma kompletnie inną koncepcję zapewnienia bezpieczeństwa rowerzystów. Producenci chcieliby ten problem całkowicie przerzucić na właścicieli jednośladów wyposażając ich w cuda techniki podobnie jak samochody. Nie tędy droga!