Białostoczanie już wiedzą: od dwóch i pół roku w każdy ostatni piątek miesiąca ulicami miasta przejeżdża Masa Krytyczna, czyli kilkuset rowerzystów-zapaleńców. W ten sposób walczą o to, co w ich życiu najważniejsze - ścieżki rowerowe.
Do tej pory zbierali się przed Teatrem Dramatycznym. Wczoraj po raz pierwszy wyruszyli z nowego placu miejskiego przy Rynku Kościuszki.
Masa za każdym razem ma uświadomić mieszkańcom i władzom, że w mieście jest wielu rowerzystów. Poza tym to spotkanie towarzyskie i swoista tablica ogłoszeniowa: można tu się dowiedzieć o ciekawej wycieczce, a nawet znaleźć pracę, np. w serwisie rowerowym.
Cykliści, żeby móc być partnerem dla urzędników, założyli własne stowarzyszenie - "Rowerowy Białystok". Teraz kilku młodych zapaleńców wnikliwie śledzi miejskie inwestycje dotyczące dwóch kółek. Składają własne projekty budowy ścieżek lub też wytykają usterki tych już zbudowanych.
Lepiej, ale nie po europejsku
Zdaniem rowerzystów w ostatnich miesiącach powstaje coraz więcej ścieżek rowerowych i to jest plus. Jednak ich jakość pozostawia wiele do życzenia.
- Nie rozumiem, dlaczego inwestuje się w ścieżki z polbruku. To nie jest dobre rozwiązanie. Wszędzie w Europie stawia się na ścieżki asfaltowe - mówi Karol Mocniak ze stowarzyszenia "Rowerowy Białystok". - Są wygodniejsze i bezpieczniejsze.
Organizując Masy Krytyczne, rowerzyści chcą, aby władze miejskie poważnie zaczęły traktować problem poruszania się rowerem po Białymstoku.
- Sama idea Masy Krytycznej jest taka, żeby pokazać, że w mieście jest wielu rowerzystów i warto dla nich budować infrastrukturę typu ścieżki czy stojaki - dodaje Maciej Kosk, prezes stowarzyszenia. On sam jest miłośnikiem rowerów bmx i z ramienia "Rowerowego Białegostoku" pilotował budowę skateparku.
Rowerzyści najgorzej czują się w centrum. Przyczyny wyliczają ciurkiem: minimalna ilość ścieżek, wysokie krawężniki i brak miejsc do parkowania.